Pomógł mi dziś wymienić akumulator w motorze. Gdzieś pomiędzy tyradą na temat innych kierowców, sytuacji politycznej w kraju i na świecie jakieś 6 razy rzucił, że nie moglibyśmy razem mieszkać, bo:
- mamy zbyt odmienne poglądy (czytaj pieprzoną feministką jestem)
- nie martwią mnie rzeczy, na które nie mam wpływu (czytaj polityka)
- nie oglądam telewizji
- nie mam misji zbawiania świata i jego naprawiania (tak jakbym to ja go popsuła)
- mamy zbyt podobne (czytaj radykalne, spolaryzowane, a nie prawicowe) charaktery
- śmiem tłumaczyć zachowania ludzi nie ich ogólnym debilizmem a sytuacją (jeszcze mu nie sprzedałam co to podstawowy błąd atrybucji)
I jakkolwiek wszystkie argumenty były z dupy, to częstotliwość powracania tematu w trakcie półtorej godziny była zadziwiająca.
Co ja na to? No cóż tutaj się nie zmieści, to mieszkanie zaprojektowane dla jednej osoby, stare mieszkanie do końca grudnia jest wynajęte. A zatem… ja na to nic. Gdzieś pomiędzy niedowierzaniem, strachem, poczuciem bycia w pułapce, która się zamyka, radością, motylami w brzuchu (a nie to kac z piątku był) zastanawiam się skąd ten temat się w ogóle wziął?
hahah na koniec zapytałam, czy przekonuje mnie czy siebie… czekam aż mnie zapyta, czy tego chcę… sama nie wiem, więc nie wywołuje dyskusji, tylko słucham ;P
PolubieniePolubienie
Acha, 6 razy rzucił, że nie możecie… to może ustal, kiedy ma zamiar się wprowadzić? Bo że ma, to widać, słychać i… albo nie pytaj, będziesz miała niespodziankę 😉
PolubieniePolubienie