… chodzę co tydzień. Choć dotykamy juz takich rzeczy, że całe ciało mi się skręca w buncie i oporze przed dalszą pracą. Dobrze, znaczy, że ważne.
Wczoraj miałam kosmiczne uczucie. Sięgnęłyśmy chyba sedna sprawy. Przez moment miałam uczucie, że cała się zrobiłam malutka, ciało ogrmne, w głowie mi się kręciło. Kosmiczne, nieprzeyjmne, dziwaczne.
Dotarło do mnie, choć nie wiem co z tym zrobić (jescze) jak wielką agresją z mojej strony jest umniejszanie wartości wszystkiego i mojego dla innych znaczenia.
Z jednej strony wciąż robię wszystko, aby mie zauważono, dano odrobinę ciepła, chciano ze mną być. A kiedy już to dostaję, to zaczynam to umniejszać. Że to nie ważne, że nie ma znaczenia, bo przecież ja w odniesieniu do wszechświata to pyłek na wietrze jestem,jestem albo mnienie mna, świat nie zauwazy, świat nie dba o to, abym czuła się potrzebna.
Robię to dlatego, że nie potrafię zaufać, że szukam innego dna, że umniejszam znaczenie rzeczy i ludzi, aby nie musieć cierpieć w przypadku straty.
Tyle wiem na ten temat od wczoraj.
Nie jest łatwo zdawać sobie z tego sprawę. Trudniej jeszcze nie wiedzieć jak to zmienić. Terapeutka mówi, że do zmiany jeszcze chwila, póki co powinnam dobrze to obejrzeć.
Pozostaje w rozterce…
Co u Was? Wszystko dobrze?
Skomentuj